Biegłam przed siebie, przebijając się przez grube gałęzie krzewów i drzew. Bałam się spojrzeć do tyłu, bo czułam na sobie ich spojrzenie. Nie wiedziałam, czy za chwilę nie będzie już przypadkiem, po mnie. Skręcając w inny szlak, moja stopa nie nadążyła za ciałem, w skutek czego, upadłam na brzuch. Ból przeszył mnie na wylot, lecz nie poddawałam się. Musiałam walczyć. Wstałam i wznowiłam ucieczkę. Z czasem, moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a mój oddech był nieregularny. Zmęczenie dawało mi się we znaki. Chyba powinnam więcej trenować, lecz to nie czas, aby teraz się zastanawiać. Kiedy ślepo biegłam wzdłuż drogi, zza moich pleców usłyszałam rzut bronią. Skacząc wysoko w górę, załapałam się gałęzi, tym samym obkręcając się na niej. Dzięki temu, nie zostałam zraniona. Odwrócona, zeskoczyłam na dosyć miękką ziemię. Kontynuując bieg, słyszałam czyjeś kroki. Były wszędzie. Za mną, przede mną, z mojej lewej strony, a także prawej. Czyżby to było...?
- Kai! - krzyknęłam składając ręce w jedną z podstawowych pieczęci.
Obraz zmienił się diametralnie. Byłam w tym samym miejscu - na grubej, wręcz czarnej gałęzi. Widocznie kunai, był tylko przynętą, aby odwrócić moją uwagę. Po raz kolejny, traciłam czas na niepotrzebne przemyślenia. Przecież mogę to robić w biegu... Zeskoczyłam, lecz z żółtawych, sypkich kamyków, wydobyła się wyblakła lina, która owinęła się wokół mojej nogi, podnosząc mnie ku górze. Moje różowe włosy, sprzed chwili przykrywające z lekka moje czoło, teraz zwisają w dół. Jednym ruchem, z pochwy na mojej lewej nodze, wyjęłam kunai'a wraz z dwoma shurikenami. Ala nożem, przecięłam sznur, a shurikenami, rzuciłam w pobliskie krzaki, w których widziałam ruch. Widząc, że z owego celu, wyszedł przestraszony królik, ulżyło mi na duchu. Głęboko westchnęłam. Nagle poczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Nim spróbowałam się obrócić, zostałam powstrzymana.
- Ani jednego drgnięcia - usłyszałam bezemocjonalny, dość niski głos, a przed tym na moim przełyku, czułam zimny metal. - Już byś nie żyła - mruknął zabierając kunai'a sprzed mojej szyji.
- No wiem... - odpowiedziałam wydmuchując nagromadzone powietrze ze stresu.
- Sakurcia! - krzyknął blond chłopak, skacząc z gałęzi na gałąź.
Gdy był już wystarczająco blisko, zeskoczył na ziemię.
- Byłaś niesamowita! - mówił radośnie, na jego twarzy widniał uśmiech, od ucha do ucha.
- Czy ja wiem... - odparłam z czerownymi rumieńcami.
- Tak mnie wymęczyłaś, że masakra. - odpowiedział kładąc dłonie na kolana, tym samym pochylając się do przodu.
- Naruto... - zaczął czarnowłosy chłopak, który mnie złapał. - Spójrzmy prawdzie w oczy, Sakurze daleko do nas. Ten wynik nie jest satysfakcjonujący, tylko żenujący. Prawdziwy ninja nie może dać się złapać. Zdarza się, że uciekają godzinami, a ona została schwytana już po dwudziestu minutach.
- Daj spokój, Sasuke. Dobrze jej poszło. - mówił mrużąc oczy.
- Nie... On ma rację - wtrąciłam. - Mimo, że jesteśmy dopiero geninami, to musimy się jeszcze bardziej starać.
Chłopak spojrzał na mnie z pogardą, po czym rozpłynął się w powietrzu. Nie jestem nawet w stanie, nadążyć za nim swoim wzrokiem. To zupełnie inny poziom...
- Nie przejmuj się - usłyszałam zza pleców.
- Wszystko dobrze, nie przejmuję się. - odpowiedziałam wymuszając uśmiech.
Na szczęście znamy się dosyć krótko, więc nie zauważył, że nie jest prawdziwy. Widząc moją reakcję uśmiechnął się pokazując mi swoje niebieskie oczy, od których odbijały się blaski Słońca. W chwili ciszy, zawiał potężny wiatr, który powiał moje włosy, a także i jego. Patrząc na niego, wyrwałam się z osłupienia. Oznajmiłam, abyśmy wrócili do wioski, na co przystanął.